No ale czas pomiędzy ostatnim a dzisiejszym zapisem (ponad tydzień), pozwolił na zebranie kilku ciekawych nowości jak i kilku innych , mniej ciekawych. To nic, że nie zachowam ciągu, ale w ten sposobów wyselekcjonuje się to, co naprawdę ciekawe i godne uwagi. Tak więc od ostatniego czasu nie zmieniło się nic w sprawie Iwony dokumentów- nadal ich nie ma… głupio strasznie, ale stało się. Ponieważ jak już się przekonałam, moja współsiostra, jest straszną szczęściarą ;) nie tylko na misje pojechała ze mną, zginęły jej dokumenty ale także przy rąbaniu krowy, skaleczyła palucha… tylko że bardzo się postarała i zrobił się najpierw czerwony, później żółty, ostatnio lekko zielonkawy, ale dzisiaj wygląda już całkiem jak ludzki palec.
Teraz coś bardziej mongolskiego, obczajam już wszystkie imiona dzieci, znam kilka podstawowych słów, takich jak: piłka, kolorowanki, nie ma, wyjechał, przepraszam, proszę, dziękuję, tak, nie, źle, nauczycielka, mięso, wystarczy, tłumacz, dzień dobry, dobranoc, jak się masz; może znalazło by się jeszcze kilka. Dzieci, większość z nich, to jednak doświadczeni przez życie mali mężczyźni, niektórzy mieszkali na ulicy, inni w patologicznych domach, innych zostawili rodzicie, albo nie żyją. Część z nich nie zna swoich bliskich, inni nie wiedzą czy i ile mają rodzeństwa. Pomimo ogromnego bagażu doświadczeń jaki już ich obciążył, potrafią śmiać się, być mili i życzliwi, pracowici i leniwi, kłamać i być szczerymi do bólu. Większość jest mega talentami wokalnymi lub tanecznymi, bardzo lubią muzykę, ale niestety również telewizję, przed ekranem potrafią spędzać długie godziny. Staramy się więc, by zajęcia przez nas prowadzone były na tyle atrakcyjne, by pokonać „szklany ekran”. Dzieci, nie wszystkie mają tyle szczęścia co nasze, żeby zarobić na życie (czasem i całej rodziny) nie chodzą do szkoły, tylko pracują. Za każdym razem, kiedy wyjeżdżamy z Amgalan do centrum, przy drodze stoi dziewczynka w wieku około 15 lat, sprzedaje popakowany w worki węgiel i drewno opałowe. Kiedy podczas wyprawy na zakupy, znów ją zobaczyłam, zaczęliśmy rozmawiać z Księdzem Wiktorem o pracujących dzieciach. Do jednego z księży ze szkoły Don Bosco przyszła dziewczynka, która poprosiła go, żeby pożyczył jej pieniądze, zapytał więc na co, ona że na jajka. Ksiądz zaproponował, że jej kupi, ale ona chciała ich 30. jak się okazało, kupuje 30 jajek, gotuje je w domu na twardo a później sprzedaje na przystankach autobusowych. Zarobione pieniądze przeznacza na utrzymanie całej rodziny, a za zwrócone koszta kupuje kolejne 30. jajek, gotuje i znów sprzedaje. I to są całe jej wakacje. Nie dowiedziałam się czy skończyła szkołę i co się teraz z nią dzieje. Krótka, ale wymowna historia, której nie trzeba komentować.
Z rzeczy bardziej wspólnotowych, dzieciaki przeziębione, Brother Arnold, Father Wiktor, Iwona Sister też, Father Poul też zaczyna się rozkładać. Szpital na peryferiach ;)
Z informacji dobrych, dostałam komplet rękawiczek, początkowo dwie lewe w różnych rozmiarach i kolorach, ale teraz już mam parę która pasuje do siebie. Założę je na dzisiejsze spotkanie z Panem Konsulem, zaraz umyje włosy i trzeba będzie się jakoś ludzko ubrać.
A dzisiaj rano poszła dętka w naszym szkolnym autobusie, więc maluchy pojechały mniejszym samochodem a starsi musieli iść na piechotę… a dzisiaj raczej chłodno.
Dzisiaj też, zdecydujemy o podstawowym składzie naszej drużyny scoutowej. To chyba by było na tyle, chyba że kogoś interesuje że w Niedzielę byliśmy na Sali gimnastycznej w szkole i się trochę wybiegaliśmy. Pozdrawiam wytrwałych w czytaniu ;)
No i wróciliśmy od Pana Konsula, było fajnie piliśmy w porcelanie z godłem Polski, był z nami też Puncak- wychowanek, i taki był grzeczny i w ogóle, zachowywał się wzór- konspekt! Tylko na salony go zabierać, więc jeśli jakaś dziewczyna wybiera się gdzieś i nie ma partnera, niech bierze Puncaka- lat 17.
Błogosławionych świat!
3 lata temu
1 komentarz:
Hej Martuś :*
Prześlij komentarz