niedziela, 5 października 2008

STOPem do Włoch

WM i ja jako członkowie zespołu zagranicznego hufca Gdynia, pojechaliśmy do Włoch. Dlaczego do Włoch? o tuż z kilku powodów: 1) mieszkają nam scout'ci, którzy byli w Polsce w sierpniu, z których to jednego znałam z Jamboree 2007, więc należało ich odwiedzić i podtrzymać kontakt; 2) spotkanie/posłanie w Turynie, na które to przyjechali wolontariusze, którzy mają w planie wyjazd długoterminowy; 3) GÓRY! zawsze miałam nadzieję, że tam dotrę:)

1) u Matteo i Jego Rodziny z dużą ilością zwierząt i samochodów było ŚWIETNIE i choć dość specyficznie, to bardzo gościnnie. Kawy włoskiej i tych śniadań, póki co mam na zapas :) czyli na śniadanie jem kanapkę i piję herbatę ;) u Max'a i Jego Rodziny z wielkim domem i dużą ilością motocykli też było genialnie, choć tam znacznie krócej byliśmy. Zaś Veronica (dziewczyna Max'a) oprowadzała nas po fajnych miejscach, no i chyba najnormalniejsze z nich wszystkich była :D chyba więcej będę w stanie napisać mając już zdjęcia, ale póki co dodam że: byliśmy na czymś pomiędzy otrzymaniem patentu drużynowego a Zobowiązaniem Instruktorskim, na takiej samej Mszy Świętej jak u nas, tylko że po Włosku, ale można było się spokojnie z nimi modlić. Bez problemu się wie, kiedy jest "Ojcze nasz" a kiedy "Moja wina".

2) No i tu trochę coś nie wyszło, plan był trochę inny i tak się pozmieniał, że nie dało się wyrobić. Bardzo, ale to bardzo bardzo było mi przykro, żal, szkoda i smutno, że nie dojechałam. Myślałam, że dam radę pojechać do Włoch, pobyć trochę, pojechać do Niemiec, pomóc Christoph'owi w przeprowadzce i wrócić, po czym okazało się to nie możliwe, bo właśnie na sobotę i Niedzielę był samochód załatwiony :( no i masz ci los! Byłam z Wami duchem, ale wolała bym być i ciałem.

3) GÓRY: chyba najgłówniejszy powód wypadu WM'a ;) było fajnie, choć ni byliśmy w zasadzie w żadnych wysokich. Weszliśmy na Monte Grappa: 1775m npm. i parę innych Monte, jednak nie bardzo pamiętam jak się je pisze, poprzestanę wyliczania.

Żeby nie przynudzać, napiszę tylko że strasznie się cieszę, że Trus i MO już wrócili z Ugandy :)