piątek, 29 czerwca 2018

Rozstanie...

Dziękuję Ci za Twoje zaangażowanie, za dobroć i odwagę. Za krótkie i długie spotkania. Za spokój i poczucie bezpieczeństwa. Przy Tobie miałam to o czym prawdziwie marzyłam. Dałeś mi w krótkim czasie, tak wiele, że trudno to wyobrazić. Liczę, że wróci czas, kiedy nasze drogi się zejdą i znów będziemy mogli się uszczęśliwiać. Widziałam Twoje oczy, kiedy patrzyłeś na mnie, nie umiałam powstrzymać radości.
Nie zrobiłam nic z zamiarem urażenia Ciebie.

poniedziałek, 25 czerwca 2018

" pozytywnie"

Od dzisiaj koniec z użalaniem się nad sobą, koniec ze smutem i płaczem. Miałam owszem kilka nieprzyjemnych przygód w ostatnim czasie, ale postanowiłam postawić na dziękowanie. Chciałabym, pisać tego bloga w możliwie maksymalnie pozytywny sposób. Bo pomiędzy rozstaniem z Czarnym a rozstaniem z Januszem, bylo 5 przecudownych tygodni własnie z nim! A tu na blogu ani słowa. A powinno być kilka postów dziennie, o cudownosciach jakie mnie spotkały dzięki temu człowiekowi.
Dodatkowo chyba trochę dorosłam, trochę tylko! Bo zrozumiałam, że skoro kocham go tak bardzo, bardzo to właśnie z tego powodu, powinnam pozwolić mu odejść. Nie padać na kolana i błagać, albo jeździć za nim, daleko, ale zwyczajnie, pozwolić odejść. (i tak by odszedł, ale nie musi być scen). Niech ma lżej.
Miłość pokrętna, oj pokrętna. Ale wszytko w jej imię. I pewnie kiedyś znów skocze na główkę na nieznana wodę, ale najpierw poczekam chwilę aż mi się czacha sklei. A może jeszcze nasze drogi się spotkają...? Chciała bym.
Teraz tylko podziękowania :) dziękuję, że nikt na mnie nie nakrzyczal, że blog misyjny stał się nowela harlekina ( powód nie ważny). Pozdrawiam.

niedziela, 24 czerwca 2018

Znów prywatnie, o miłości

Mówisz "Kocham", za kilka dni w odpowiedzi słyszysz to samo wyznanie i przestajesz chodzić a zaczynasz unosić się kilkanaście centymetrów nad ziemią, nie czujesz zmęczenia. Czujesz się bezpiecznie. Love- znaczy dla mnie tyle co wszystko. Jeśli kiedykolwiek zdarzyła by się taka sytuacja, że jego syn potrzebował by np nerki a ja mogła bym być dawcą, nie zastanowiła bym się nawet minuty. (trudne z medycznego punktu widzenia, ale to ma być wyraźny przykład). Powiedzieli by, że przecież masz swoje dzieci, że nie musisz, żeby to dobrze przemyśleć, ale dla mnie nie ma tu nic do przemyślenia! Jeśli mogła bym się przydać, jestem na 100%. Jestem na dobre i złe.
Ale cały ten układ ideliliczny, zostaje odebrany, bo jestem HDK (dawcą krwi), bo ostatni raz krew oddałam ze 2 lata temu.
Wiecie jaką mam pracę, często ryzyko muszę kalkulować, ale nie zaryzykowała bym zdrowiem jego dziecka, gdybym miała jakieś podejrzenia. Może bagatelizuję, ale wiem też, że koleżanki i koledzy po fachu, wiedzą co znaczy Ryzyko, takie jakie i ja rozumiem.
Zaciera mi się różnica moje / twoje dzieci, kiedy jesteśmy razem (on i ja) dzieci są "nasze". Zawsze bardziej moje, bardziej jego, ale zrozumienie i zaangażowanie podobne.
Kocham nadal, bo umiem pokochać prawdziwie po 3 tygodniach, ale "ulotnić" takie uczucie po 3 tygodniach, nie.
Mówili, facet lubi "gonić króliczka", udawaj niedostępną, obojętną, niech się stara, niech zabiega. Znów nie posłuchałam, chciałam zapewnić poczucie bezpieczeństwa, że jestem, że dysponuję czasem dla niego, że są rzeczy które mogą poczekać w imię "nas", "naszego spotkania", wspólnego spędzenia czasu nawet na robieniu rzeczy z pozoru blachych i mało ważnych, ale scalających. Chciałam mu towarzyszyć w codzienności i uczestniczyć z nim w przeżywaniu tego.
Spłoszyłam go? Czy naprawdę muszę nauczyć się być "króliczkiem"? A może głupią zołzą (o ile jeszcze nią nie jestem).
Tekst zapewne będzie jeszcze edytowany. Musiałam to wykrzyczec gdzieś w eter. Dzięki jeśli ktoś to przeczyta.
Janusz, Kocham Cię.
Przepraszam, jeśli zawaliłam.
Dziękuję, było cudownie.
Proszę, idź na kurs tańca ;)