wtorek, 22 maja 2012

Nieznani ludzie, dobre informacje.

Pan Marcin Wojtasiewicz (prawdopodobnie tłumacz języka malezyjskiego), dziś poprawił mi ogromnie nastrój i humor. Od kilku dni byłam skołowana, smutna i nie wiem co jeszcze, generalnie- nie byłam sobą. Trafił w moje ręce filmik w internecie, którego treści nie będę opisywała, bo dopiero się ogarnęłam. Tak czy siak, sprawa toczyła się o bezpieczeństwo i zdrowie małych dzieci z Malezji, no i martucha, długo nie czekając (z kilku powodów), napisała mejla do Ambasady Malezji w Polsce. I nie czekając długo na odpowiedź, w ciągu 15godzin, przyszła. I była to dobra odpowiedź, ufff. No ale do sedna, utwierdziło mnie to w tym, że nigdy nie możemy być obojętni na cierpienie innych! Nigdy! My możemy być w Polsce a oni w Azji, to nie zmienia, sprawę trzeba rozwiązać! I choć napisanie tej wiadomości do Ambasady zupełnie nic nie zmieniło, to dla mnie samej, odpowiedź na moje pytanie, była 100% potwierdzeniem, że WARTO! Jeśli kiedykolwiek Wam wyda się, że czegoś nie warto próbować, WARTO. Próbować zawsze WARTO. Dziękuję Ci Panie Boże, że postawiłeś tę sytuację na mojej drodze, Pana Marcina i całą Malezję, dziękuję, że ostatnie dni tak bardzo przepełniłeś modlitwą i zadumą, dziękuję. I dziękuję za błogosławieństwo: "Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni". Obiecuję częściej trwać w modlitwie.