Karuzela w mojej głowie...
Taaak, zdecydowanie słowo "karuzela" pasuje tutaj idealnie. Maszyna do sprawiania radości, a później i tak masz trochę mdłości i mieszane uczucia...
No i ja znów o uczuciach, ciach, ciach...
Od pewnych trzeba się odciąć i już! Hop! Pozwolić im odejść, zakopać się i pozwolić im pozostać cudownym wspomnieniem radości, ekscytacji, przyjemności...
Są dni, kiedy mówię: "dobra! koniec z rozczulaniem się! Było minęło, wszystko co dobre, szybko się kończy (czasem za szybko)", "wstań!", "walcz!!"
Są dni, kiedy mówię podobnie: "wstań i idź walczyć- o niego! O wasze szczęście i waszą Miłość"
Są też dni, kiedy mówię: "dlaczego?!", "o jeju, jeju"
No i nie wiem, czy iść do przodu i walczyć o siebie?! czy iść i walczyć o eŁa, czy schować się pod kocem i wyć. No sama nie wiem. Trzecia opcja opłaca się najmniej, bo jak nie będę pracowała a zachowywała się jak mazgaj, to odbiorą mi dzieci! Została więc opcja "WALKA"
Walka o siebie czy o nas? Żeby walka o nas miała sens, on musiał by chcieć być "zdobyty" a zdobywanie Czarnego to sprawa arcy trudna!
Po 1 trzeba umieć odczekać, a ja już o zawaliłam, nie umiałam poczekać... "zaatakowałam" zamiast "zdobywać".
Po 2 on jest uparty i honorowy, nawet jeśli będzie chciał, to i tak nie pozwoli sobie na to.
Wisienką na torcie, jest sposób odzyskania jego zaufania- nawet nie wiem czy to możliwe...
Drogą logicznej dedukcji- WALKA o siebie ( no i dzieciaki- wiadomo)
Pewnie i tak dopadną mnie dwie poprzednie opcje, albo jeszcze jakieś inne, pośrednie albo w ogóle jakieś nowe... spróbuje wtedy wrócić do tego tekstu, by się jakoś trzymać pionu, funkcjonować i ... zapomnieć?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz