niedziela, 22 lipca 2018

Obrazowo o moich wymaganiach...

Skupiona na sobie i moich smutkach, piszę żeby i w mojej głowie trochę ułożyć.
Kiedy byłam w związku małżeńskim ( od 2010 roku) przyzwyczaiłam się do "suchego chleba", nawet nie myśląc o tym, że "chleb" może smakować inaczej. Tzn czasem myślałam, jak by co tu zrobić, żeby trochę go odgrzać, odświeżyć, dodać smaku. Lecz albo bez skutecznie, albo na krótko.
Później (30.07.2017) spróbowałam "chleba z masłem", no rarytas, masło drogie, ale jakie pyszne. Zajadałam się nim, pełnymi garściami, myślałam że nigdy się nie skończy. Ale jak to zawsze bywa, chleb spada masłem w dół właśnie i skończyła się sielanka. Z perspektywy czasu, widzę że dobrze, ale efekt odstawienny był wielki.
I tu nagle, ni z tego ni z owego, jak tylko z Tindera, wpadła mi wprost kanapka z masełkiem, szyneczką, ogureczkiem i pomidorkiem. No, nie spodziewane to było, że takie COŚ mi jest dane skosztować! Od 26.04.2018 jadłam już tylko tak! Rozsmakowana, rozpieszczona, rozkochana, w smaku, zapachu, w każdym kęsie. Zjadłam za szybko :(

Nie mam.

I teraz wiecie co, boję się, że poprzeczka jest już tak wysoko, że nie znajdę nikogo, kto będzie choć z masłem i dżemem.
Jestem na diecie. Liczę na to, że się uda jeszcze, że moja kanapka wróci...

*chleb- codzienność

Brak komentarzy: